Iran to kraj tajemniczy i pełen atrakcji. Persowie okazują dumę z tego, że mogą gościć przybyszów w swojej ojczyźnie. Mimo pewnych niedogodności każdy podróżnik powinien umieścić Iran na liście swoich celów. Opowiem co, podczas krótkiego pobytu, warto zobaczyć, co zdziwi, a co wręcz zaszokuje.
Pierwsze skojarzenie większości z nas, gdy słyszy nazwę „Iran” to to , że jest to kraj niebezpieczny, nietolerancyjny, nieprzewidywalny, wrogi i fundamentalistyczny. Gdybyśmy mieli kierować się stereotypami nie powinniśmy tam postawić swojej nogi. Rzeczywistość mile zaskakuje.
Iran nie jest wcale tak daleko od Polski a różnica czasu (zima 2018) 2,5 godziny jest dużo łatwiejsza do zniesienia niż ta, która doskwiera lecąc do Ameryk lub Azji Południowo-Wschodniej. Do Iranu najkorzystniej dolecieć z Polski ukraińskimi liniami lotniczymi #UIA. Ja wybrałem opcję z dolotem z Modlina do Kijowa samolotem #Ryanair. W bonusie dostałem dobę na zwiedzanie stolicy Ukrainy, ale można wybrać wariant z krótszą, kilkugodzinną przesiadką w stolicy Ukrainy, bez konieczności opuszczania lotniska. Łączna cena w promocji na oba loty oscyluje ok.500 PLN. Samolot z Kijowa ląduje w Teheranie w środku nocy, a startuje o świcie. Znalazłem sposób by przetrwać w niezłym komforcie tą niepełną noc w oczekiwaniu na samolot. O noclegu na lotnisku, wizach, pieniądzach, internecie, chustach na kobiecych głowach i innych rzeczach, które warto wziąć pod uwagę przed wyjazdem piszę w oddzielnym tekście
Anegdotyczny jest kawał o dwóch blondynkach, które starają się rozwikłać zagadkę, czy poprawnie mówi się Irak czy Iran?. Cóż, niewiele – prócz stereotypów o których wspomniałem wcześniej – wiemy o tym kraju a historia Iranu ciągnie się nieprzerwanie 2500 lat. Niektórych z nas, gdy zaczniemy czytać o Iranie, zaskoczy to, że nie mieszkają tam Arabowie (stanowią tylko 2% populacji) i nie mówi się po arabsku, mimo, że dominuje islam. Persowie, stanowiący zdecydowaną większość mówią po persku. Religia, mimo, iż to wciąż islam jest inna niż w większości państw regionu. Szyicki islam różni się wieloma detalami od sunnickiego i, w skrócie mówiąc, jest bardziej tolerancyjny. Szyickie świątynie mają 2 (a nie jeden) minarety, a modli się 3 (a nie 5) razy dziennie. Zaskakuje fakt, że Irańczycy wiele setek lat bronili się przed narzucaną im nową religią, która zastępowała dominujący wcześniej Zaratusztrianizm. Jeżeli wierzyć twórcom filmu „Bohemian Rapsody”, ceremonia pogrzebowa Farrokh’a Bulsary, znanego bardziej jako Freddy Mercury, odbyła się właśnie w obrządku zaratusztriańskim, religii jego perskich rodziców z Zanzibaru. Na niektórych, odosobnionych obszarach kraju islam zaczynał dominować dopiero po 800 latach (!!!). To jakby, po chrzcie Mieszka w 966 roku, dopiero koło Powstania Listopadowego ostatni Polacy przechodzili z pogaństwa na chrześcijanizm.
W Iranie obowiązuje całkowity zakaz spożywania alkoholu więc nie liczcie, że wieczorami w knajpce siądziecie przy kuflu piwa bądź kieliszku zmrożonego prosecco. Jest lokalne „piwo”, bezalkoholowe, smakowe. Nie próbowałem więc nie powiem czy warto. Smakowałem soku ze świeżo wyciskanego granata: wyśmienite! Podobno, w podziemiu, bananowa irańska młodzież z bogatych domów organizuje mocno zakrapiane alkoholem imprezowanie. Ormiańska mniejszość narodowa, dla których spożywanie alkoholu jest elementem tożsamości kulturowej, ma zgodę na produkcję domowego wina i bimbru. Z dużym zdziwieniem słuchałem historii o ciągnących się hektarami winnicach na północy kraju, nad Morzem Kaspijskim, korzyści z których prawdopodobnie wcale nie czerpią Ormianie. Niektórzy Irańczycy, z przekąsem, komentują zmiany, które zaszły w zachowaniu społeczeństwa po dojściu do władzy duchownych: „Kiedyś piliśmy alkohol na zewnątrz, w kawiarniach ogródkach a modliliśmy się w domu, teraz modlimy się na zewnątrz a pijemy w zaciszu domowym”. Swoją drogą podczas całego pobytu w Iranie nie wiedziałem ani razu (!!) kogokolwiek modlącego się, a meczety wyglądały na wymarłe.
W Iranie na bazarach człowiek czuje się….dziwnie. Nie występuje tak znane z krajów Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki nagabywanie, pokrzykiwanie („only 1 dollar, my friend”) i, w przypadku nawet najmniejszego zainteresowania, rozpoczynanie procedury targowania. Na irańskich bazarach jest cicho i spokojnie, spacerujemy wśród wyłożonych towarów, oglądamy je i dopiero, gdy wyrazimy ochotę na podjęcie rozmów sprzedawca zainteresuje się nami. Niewiele stargujemy, może 10, maksimum 20%. Polskę Irańczycy nazywają Lachestanem. Miło to nazwa dla polskiego ucha, gdyż budzi wspomnienie o legendarnym plemieniu Lehitów, Lechu i Lechii. Rozwijając dalej wątek lingwistyczny słowo „Allah” to nic innego jak połączenie słowa Lah (Bóg, Pan) z przedrostkiem „Al” co razem daje nam zbitek “ten Bóg” / “Bóg właściwy”. Dlatego Lahestan po arabsku również znaczy Kraj Boga/Bogów.
Iran szczyci się tym, że jest krajem 4 pór roku. Cóż to oznacza? Wybierz dowolny , z 365 dni w kalendarzu, i masz gwarancję, że gdzieś w Iranie spotkasz śnieg, gdzieś właśnie zakwitną kwiaty, a gdzieś indziej liście już przybiorą czerwoną barwę, a woda w którymś z mórz będzie wciąż zachęcała do kąpieli.
To również kraj przepięknie dekorowanych, kolorowych meczetów i smutnych, szaro-czarno-buro-beżowych strojów na ulicach. Podczas gdy kobiety, od czasu do czasu, pozwalają sobie na ciekawe kolorystyczne ekstrawagancje mężczyźni nigdy nie dopuszczą innej kolorystyki. Efekt „stonowania” kolorystycznego na ulicach potęguje fakt, że 80% jeżdzących aut jest białych. Możecie sobie wyobrazić, że mój czerwony polar wywoływał prawdziwy efekt „wow!”, wszędzie gdzie się pojawiałem.
Isfahan (Esfahan)
Wiele miast z czymś nam się może kojarzyć. Stambuł łączy dwa kontynenty, Nowy Jork nigdy nie zasypia, Zakopane to zimowa stolica a w Wąchocku na noc zwija się asfalt. Irańczycy uważają znowóż, że Isfahan powinien być dla nas niemal jak połowa świata. Dlaczego? Otóż, gdy zwiedzisz Isfahan i napatrzysz się na jego cuda to tak jakbyś zobaczył co najmniej połowę piękna całej ziemi. Ładne, nie?
Kilka miejsc trzeba koniecznie w Isfahanie zobaczyć. Po pierwsze mosty. Obejrzenie 400 letniego Mostu 33 łuków, czy nieco młodszego Mostu Chodżu jest obowiązkowym punktem programu. Oba są dość podobne, ceglane, z gęsto postawionymi, tworzącymi efekt symetrii przęsłami. Mosty są ale coraz rzadziej można zobaczyć płynącą rzekę. Już wieki temu pojawiała się nieregularnie, tylko zimą i wiosną, a ostatnio sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej gdy jej nurt przekierowano by nawadniała mijane pola. Warto mosty obejrzeć nie tylko za dnia, ale także nocą, gdy na dolnym poziomie gromadzi się młodzież, często muzykując.
Kolejny obowiązkowy punkt programu to Plac Imama. Jest on drugim, największym miejskim placem na świecie, tuż po pekińskim Tiananmen. Nie sprawia tak monumentalnego wrażenia, gdyż cały, otoczony zabudowaniami teren przypomina park, z drzewami, krzewami i fontannami. Latem Irańczycy lubią na nim rodzinnie piknikować, a przez cały rok, i całą dobę, można podziwiać ponad 400 letnie meczety i ciekawy pałac. Dwa zabytkowe meczety są integralną częścią pierzei, które otaczają plac. O wielkości meczetu Imama świadczy już główne wejście, nad którym znajduje się pełny zdobień portal o 30 metrowej wysokości. Po wejściu trafiamy na następujące po sobie dziedzińce, sale, i patia. W dalszej części znajdują się szkoły koraniczne. Meczet Szejcha Lotfollaha jest całkiem odmienny; kameralny, wręcz ukryty, bez dziedzińca ani minaretów. Jest teoria, że łączył go tajemny tunel ze, stojącym naprzeciw, pałacem królewskim tak by cały harem króla mógł nieobserwowany udawać się na modlitwy. Każdy wchodząc do głównej sali zadziera wysoko głowę wypatrując charakterystycznego zarysu pawia. Ze względu na kilkuwarstwową budowę kopuły wpadające światło tworzy piękną, rozświetloną poświatę. Widać ją tylko z jednej strony sali a ogon pawia nieomylnie wskazuje kierunek do Mekki.
Pałac Ali Qapu to budynek nieco pudełkowaty, z dużym tarasem na pierwszym piętrze. Ten taras to najlepsze miejsce do obserwowania całego placu. W pałacu nie zachowało się wiele z wyposażenia ale warta uwagi jest , na najwyższej kondygnacji, Sala Muzyczna. Wyjątkowo zaprojektowany sufit gwarantuje idealną akustykę; niepożądany efekt echa został zredukowany. Podobno nie tylko po to by móc rozkoszować się muzyką ale by nie słyszeć kobiecych głosów zarezerwowanych tylko dla uszu króla. Cały kompleks Placu Imama jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Otaczające plac dwukondygnacyjne budynki przypominają krakowskie Sukiennice i faktycznie mają funkcję handlową, gdyż w ich podcieniach znajdują się sklepy a za nimi rozciąga się bazar.
W Isfahanie znajduje się jeden z najbardziej znamienitych hoteli w Iranie. To wiekowy zajazd dla karawan, który w 1957 roju zamieniono w ekskluzywny hotel-muzeum Abassi, oddalony 10 minut spacerem od historycznego centrum. Mimo, że pokoje są już nieco nadgryzione zębem czasu to przepiękny perski ogród z fontannami i mostkami, który tworzy wewnętrzne patio i sala śniadaniowa robią wielkie wrażenie.
Po drugiej stronie nieistniejącej rzeki, dzielącej miasto na pół, znajdziemy Dzielnicę Ormiańską. Z 13 kościołów chrześcijańskich w mieście najciekawszym i najważniejszym jest znajdująca się tam ormiańska Katedra Vank. Wewnątrz piękne, kolorowe, biblijne malowidła , a na zewnątrz dużo bożonarodzeniowych akcentów. W końcu byłem tam tuż przed świętami.
Irańskie bazary to kolorowy i gwarny świat. Alejki mogą się ciągnąć kilka kilometrów, a podobne towary tworzą oddzielne sekcje. Małe restauracyjki i meczety, a czasami oddziały banków, są ich integralną częścią. Wałęsając się po bazarze w Kaszan trafiłem do urokliwej kawiarni, na uboczu, z dala od głównych alejek. Siedząc na dywanach, popijając herbatę z kardamonem, piwo bezalkoholowe, jedząc dania z bakłażanu i ciecierzycy można słuchać szemrzącej wody. Skąd woda? Otóż kawiarnia Khan zajmuje wnętrze dawnej łaźni-hammamu. Jest wyjątkowa, autentyczna i urocza.
Iran wywarł na mnie duże wrażenie. Świadomość, że obcuje się z kulturą zawieszoną gdzieś między Europą a Indiami, ludami Kaukazu i Arabami, fascynuje. Pewnie długo jeszcze nie da się tam dojechać w zorganizowanym pakiecie „all inclusive” dlatego, dla indywidualnych odkrywców, jest to bardzo smakowity podróżniczy kąsek.