Podróż do Brunei może być ciekawym, nowym i ekscytującym doświadczeniem. Wyobraźcie sobie taką sytuację…..Gdy w wypełnionym po brzegi pubie przekrzyczymy tłum pytając czy ktoś z obecnych był lub zna kogoś, kto był w Brunei to pewnie nikt nie podniesie ręki…..Hmmm…i o to chodzi! Brunei to osobliwość, gdzie podróżnik powinien postawić swoją nogę.
Na początku dwie informacje, jak to zwykle bywa, jedna jest dobra, a druga zła. Dobra to taka, że na Brunei nie trzeba rezerwować zbyt dużo czasu, dwa dni w zupełności wystarczą. Złą jest ta, że niektóre z atrakcji są drogie. Zaoszczędzimy czas ale pieniędzy raczej nie. Ale po kolei.
Brunei to mały kraj (ok.500,000 mieszkańców) znajdujący się na wyspie Borneo, którą dzielą między siebie: Malezja, Indonezja i właśnie Brunei. Władzę absolutną pełni w nim sułtan, który nie jest w stanie doliczyć się swoich pieniędzy. Szacuje się, że ma na koncie ok. 20 mld USD. W jednym ręku skupia władzę premiera, ministra obrony, ministra spraw zagranicznych, handlu oraz finansów. Prócz pięciu synów i siedmiu córek ma 110 samochodów, samoloty, jachty i konie. Zakupił też 10 najbardziej luksusowych hoteli świata. Podobno kompleks pałacowy ma 1,8 tys. pokoi z 257 łazienkami ociekającymi złotem. Nie ma problemu by podjechać i stanąć u jego wrót choć to będzie wszystko co można zobaczyć. Do środka wejść nie można, a przez kutą bramę dojrzymy piękną, zadbaną egzotyczną zieleń i straże w galowych mundurach.
Brunei graniczy wyłącznie z Malezją, od wschodu jest to stan Sarawak, a od zachodu Sabah. Kiedyś Brunei obejmowało wielkie terytorium: dużą część Borneo oraz niektóre wyspy obecnych Filipin. Dzisiaj, nie dość, że terytorium jest małe to jeszcze podzielone tak, że dwie jego części rozdziela malezyjski klin. Można tu dolecieć bezpośrednio (np.z Londynu korzystając z Royal Brunei Airlines), ale lotów jest mało i są drogie. Lepiej wjechać od strony sąsiada. Ja stanąłem na brunejskiej ziemi przekraczając granice od strony malezyjskiego miasta Miri, gdzie jest lotnisko. Z portu lotniczego nie kursują dalekobieżne autobusy, trzeba taksówką dostać się do dworca autobusowego (30 MYR). Dworzec jest obskurny, nie ma poczekalni tylko ławki pod zadaszeniem, kilka straganów i kasy. Najlepiej w całym kompleksie wyglada toaleta. Jeżeli długo przyjdzie wam czekać na autobus, to o 10 minut drogi pieszo oddalone jest centrum handlowe „Boulevard”, gdzie można wymienić pieniądze, coś zjeść i zabić czas w klimatyzowanych wnętrzach. Po męczącej podróży (samochodem Warszawa – Berlin i samolotem Berlin – Singapur – Kuching – Miri) zrezygnowałem z opcji jazdy autobusem (50MYR pp) i przełączyłem się na funkcję „komfort” – przejazd kilkuosobowym minivanem.
Kierowca znalazł mnie na dworcu, czekającego na popołudniowy autobus o 15,45, gwarantował 2-3 godzinną bezpośrednią podróż lądem do stolicy Bandar Seri Begawan, często określaną po prostu jako „BSB”. Cena takiego transferu zależy od tego ile osób się uzbiera, ale zaczyna się od 70MYR pp. Na granicę dotrzemy po ok. pół godziny, procedury graniczne są proste, Polacy nie potrzebują wiz, paszporty do okienka podał kierowca, nikt na pasażerów nawet nie spojrzał. Wraz z paszportem otrzymujemy formularz zwracany przy wyjeździe; duża pieczątka na druku „za posiadanie narkotyków kara śmierci” nie pozostawia żadnych złudzeń. Prócz tego, tak drakońskiego ostrzeżenia w ramach funkcjonującego prawa szariatu, w Brunei człowiek czuje się swobodnie: nie ma szczególnych zaleceń co do stroju, nie widać „policji obyczajowej”, jest otwartość wobec cudzoziemców. Życia nocnego tu nie ma, a alkohol jest zakazany.
Co robić w Brunei? Pierwsze kroki kierujemy do stolicy, Bandar Seri Begawan. Miasto wielkości polskich Siedlec ma swoisty urok. Przez środek miasta płynie szeroka rzeka, przez którą można przeprawić się wyłącznie łodzią motorową (1BND pp). Jest co prawda nowowybudowany (oddany w 2017) most wiszący, ale jest on częścią obwodnicy na tyłach miasta. Łódź przywołuje się machnięciem ręki, a po zmroku trzeba świecić komórką. Po jednej stronie rzeki miasto jest nowoczesne, a po drugiej znajduje się wioska na palach o której za chwilę. Centrum miasta jest luźno zabudowane, są szerokie ulice, place, skwery, duże budynki użyteczności publicznej, jak muzea, poczta czy posterunek policji. Jest dużo zieleni i kilka drogich hoteli na modłę europejską (np. Hotel Brunei). W mieście działa komunikacja autobusowa, ale Brunejczycy generalnie używają aplikacji DART do zamawiania transferów, działa ona tak samo jak nasz UBER. Ruch uliczny jest bardzo spokojny i uporządkowany. Zadziwia zwyczaj, który do niedawna kojarzyłem wyłącznie z Wielką Brytanią; wystarczy, że pieszy dyskretnie zasygnalizuje chęć skorzystania z przejścia dla pieszych, a samochody bezwzględnie się zatrzymają.
Poniżej przedstawiam subiektywny ranking atrakcji Brunei.
1. Wioska na wodzie (Kampong Ayer)
Koniecznie trzeba zobaczyć „pływającą” wioskę Kampong Ayer. Kiedyś potężna metropolia – szacując na podstawie opisów kronikarzy Ferdynanda Magellana z 1521 roku doliczono się nawet 100,000 mieszkańców – dziś jest wyłącznie walczącą o przetrwanie dzielnicą stolicy kraju. Obecni mieszkańcy to tylko 8,000 osób. Wioska stanowi teatr zmagań osób chcących unowocześnienia wizerunku BSB – do nich należy Sułtan – i tych, którym zależy by zachować specyfikę tego miejsca i jego dziedzictwo. Sułtan nie posuwa się do rozwiązań siłowych, raczej nęci zachętami, jak darmowe grunty i wsparcie przy budowie domu na stałym lądzie.
Ci, którym zależy na tym by osada, której historię może liczyć już 1300 lat przetrwała remontują pomosty, promują ginące zawody i tradycyjne miejsca pracy. Specjalnymi znakami oznaczono warsztat szkutnika, sklep spożywczy i producenta kolorowych, krewetkowych czipsów. Jest też „pływający” meczet i straż pożarna mająca na wyposażeniu łodzie gaśnicze. Jedną z aktywistek, które zaangażowały się w promowanie Kampong Ayer jest właścicielka hostelu „Kunyit 7 Lodge”. Ten mikrohostel to miejsce z pewnością godne polecenia. Mieszka się w autentycznym domu z 1920 r., stojącym w pierwszej linii zabudowy. Z drewnianego tarasu mamy wyśmienity widok na rzekę i centrum miasta na przeciwległym brzegu. Na śniadania właścicielka podaje specjały kuchni brunejskiej. Do wioski nie obowiązują żadne bilety wstępu.
2. Meczet
Meczet Omar Ali Saifuddien został ukończony w 1958 roku i jest obecnie najbardziej rozpoznawalnym budynkiem w kraju, pojawia się w większości materiałów promujących Brunei. Jego białą elewację i pozłacany dach widać z daleka.
Otoczony jest pięknym ogrodem i basenami. Na głównym basenie „zacumowana jest” duża betonowa barka. Kiedyś drewniany pierwowzór pływał po rzece, a z jej pokładu czytano Koran. Meczet jest otwarty dla niewiernych choć wejść można tylko na wydzielony fragment, po prawej stronie wejścia. Zanim przekroczymy próg świątyni należy pobrać z wieszaka stosowny strój: to czarny „płaszcz” zakrywający praktycznie całe ciało. Meczet robi duże wrażenie z zewnątrz, ale wnętrze nie bardzo zachwyca mimo wydania ogromnych funduszy. Marmury sprowadzono z Włoch, kryształowe żyrandole z Wielkiej Brytanii, a dywany z Arabii Saudyjskiej i Belgii. Wstęp wolny zarówno do meczetu jak i do otaczającego parku.
3. Muzeum Królewskich Regaliów (Royal Regalia Muzeum)
To muzeum daje dobry pogląd na to jak działa państwo Brunei. Po wizycie pozostaje nam intrygujący obraz kraju władanego niepodzielnie przez jedną osobę. Nowoczesny budynek, ukończony w 1992 prezentuje atrybuty władzy sułtana. Eksponowane są korona, berła, biżuteria oraz lektyki, w których sułtan przemieszcza się podczas największych uroczystości. Jest mnóstwo, często zadziwiających prezentów, które władca otrzymał od przywódców innych krajów. Najbardziej wartościowe to te sprezentowane przez kraje też będące potentatami w wydobyciu ropy naftowej. To często repliki najsłynniejszych budowli wykonane pieczołowicie z cennych kruszców. W oddzielnej sali jest prezentowany cały orszak, którym Sułtan przemieszczał się podczas ogłaszania niepodległości kraju w 1984r. Wygląda to tak, że na kilkudziesięciu manekinach ustawionych przed lektyką eksponowane są stroje gwardii honorowej, potem właściwa lektyka, a za nią znów kilkadziesiąt manekinów w paradnych strojach. Z głośników wydobywa się zapętlony komentarz radiowej transmisji pochodu.
Sporo eksponatów skłania do głębszej refleksji, ale wiele wywołujące uśmiech na twarzy. Są eksponaty odnoszące się do kolarskiej pasji sułtana, jak modele rowerów, plakaty czy obrazy. Prócz obiektów o bezwzględnie dużej wartości znajdują się taniutkie modele samochodów, jakie wszędzie można kupić za kilka dolarów. Zdjęcia możemy robić tylko w przepastnym holu, główne ekspozycje nie mogą być uwieczniane. W muzeum, na wydzielonym stoisku można kupić dużo pamiątek sygnowanych herbami sułtanatu. Pamiętajmy, że buty zostawiamy przed wejściem, wchodzi się w samych skarpetkach lub boso (tolerowane są jednorazowe kapcie hotelowe) a wstęp jest wolny.
4. Targ
Azjatyckie targi zawsze warto odwiedzić. Najbardziej znany z tych w BSB to Gadong Night Market, który jest poza centrum. Jeżeli chcecie zobaczyć ciekawe targowisko w centrum to polecam Tamu Kianggeh. Jest naprzeciw stuletniej chińskiej świątyni, po drugiej stronie kanału, niedaleko Hotelu Brunei. Jest tam mnóstwo egzotycznych owoców i warzyw i innych towarów spożywczych. Tu też można się przekonać, że Brunei jest sporo droższe niż reszta wyspy; śmierdzący rarytas jakim jest durian w Bandar Seri Begawan kosztował ok. 30PLN, a na straganie w malezyjskiej części Borneo kupiłem go za złotych 6….
5. Wycieczki poza stolicę
Nie skorzystałem z możliwości wypadów poza stolicę więc własnego zdania o nich nie mam. Wiem, że w Hotelu Brunei, za pośrednictwem recepcji możemy zamówić jedną z 4 wycieczek po sułtanacie, organizowanych przez agencję „Freme”. Jest to całodzienna City Tour za 120BND pp, można zdecydować się na skondensowaną opcję, czyli półdniowe zwiedzanie miasta połączone z wizytą w wiosce na wodzie (60BNB pp). Mangrove River Safari będzie nas kosztować 70BND pp, a 10-cio godzinny wypad do Ulu Temburong National Park 150BND. Właścicielka Kunyit 7 Lodge też oferowała mi wycieczkę łodzią, ale ceny były równie wysokie (1 dolar Brunei to ok. 3 PLN). Wspominała o krótkim rejsie wśród namorzynowych zarośli, gdzie jest szansa by wypatrzeć nosacze (30BND pp). Mimo, że ceny zniechęcają to weźcie pod uwagę opinie niektórych ekspertów, którzy twierdzą, że dżungla w Brunei jest najdziksza z dzikich. Kraj od lat czerpie zyski z wydobycia ropy naftowej i nie zawraca sobie głowy wykorzystywaniem bogactwa lasu.
Brunei to osobliwy kraj, rządzony w sposób o którym czytamy już wyłącznie w historycznych książkach. Jest drogi lecz przyjazny turystom. Mimo małego terytorium oferuje atrakcje spotykane w innych częściach wyspy Borneo, ale także takie, które trudno gdzie indziej spotkać, jak wioskę na wodzie Kampong Ayer czy kompleks świątynny w centrum stolicy. Jeżeli będziecie blisko nie omińcie tego kraju!