Podróże kształcą ale niestety też obnażają luki w wykształceniu. Może tego dnia wagarowałem, może myślałem o niebieskich migdałach, a może zapatrzyłem się w plecy koleżanki w ławce rząd wcześniej. I tak, jak o Rzymianach coś się o uszy obiło, o starożytnych Grekach także, to o Nabatejczykach widziałem tyle co nic. A to właśnie dzięki nim możemy dziś podziwiać jedne z najbardziej urzekających i tajemniczych ruin na naszej Ziemi. To miejsce to Petra.
Ale od początku…..bezpośrednie loty nad izraelskie Morze Czerwone, do Ejlatu są obecnie oferowane z Katowic, Warszawy Chopina, Gdańska, Krakowa, Poznania i Modlina i dzięki nim możemy w kilka godzin za śmieszne pieniądze (tak, nie boję się powiedzieć, że bilet za 100PLN w dwie strony to śmiesznie niska cena) znaleźć się w kilku bardzo egzotycznych miejscach. Miejscach wartych podróżników, miejscach nietypowych i arcyciekawych. Zapomniałem dodać, że pierwsze dwa połączenia obsługuje Wizzair a pozostałe Ryanair.
Ja odwiedziłem południową Jordanię, gdy bezpośrednich lotów w Ejlatu jeszcze nie było więc by się tam dostać trzeba było połączyć lot do Tel Avivu z dalekobieżnym autobusem. Tragedii nie było: nocnym autobusem przez pustynię jechało się ok. 5 godzin.
Teraz można to zrobić dużo łatwiej. Przejście graniczne między Izraelem a Jordanią jest oddalone tylko ok. 6 km od centrum Ejlatu.
Łatwo tam dojechać taksówką, a jak ktoś się uprze to pewnie i piechotą dojdzie. Izrael bardzo dba o swoje bezpieczeństwo więc kontrola jest dość drobiazgowa, dużo pytań i kilka punktów gdzie trzeba się wyspowiadać. Ale bez przesady; gorzej było w Świecku w latach 80tych. Relacje między obu krajami są dobre, co mnie nieco zdziwiło to fakt, że przejście graniczne Wadi Araba przekraczają potężne ciężarówki. W naszej obecności przewoziły nowiusieńkie samochody.
Pierwsza rzecz, którą widzimy po stronie jordańskiej to wielka tablica pokazująca oficjalne (określone przez Króla i jego urzędników) ceny za przejazd taksówkami do głównych punktów kraju.
My pojechaliśmy do nadmorskiego kurortu Aqaba i tam wypożyczyliśmy samochód. Z dzisiejszej perspektywy oceniam to jako błąd. Jordania jest jednym z tych państw, gdzie lepiej poruszać się autami z kierowcą niż pożyczać je samemu. Nie ze względu na bezpieczeństwo ale koszty.
W Aqabie mieszkaliśmy w Beduin Moon Village. To mały hotelik na przedmieściach miasta, tuż koło południowej plaży. Trochę pospacerowaliśmy, posnorkelowaliśmy. Pływając w morzu widzi się wieżowce Eilatu i potężne góry Egiptu tuż tuż, z drugiej strony zatoki.
Nie mam do końca zdania o tym kurorcie, bo dzień tam spędzony miał tylko techniczny charakter. Myślę, że kto chce cieszyć się nadmorskimi atrakcjami Morza Czerwonego niech lepiej wybierze Sharm el-Sheikh, Dahab lub nawet Tabę czy wspomniany wcześniej Ejlat. Ale hotel też organizuje kursy nurkowe; od prostego półgodzinnego zapoznania się z sztuką nurkowania ( 40 dinarów / 200 PLN) aż do 3 dniowego kursu PADI, który wycenia na 300 dinarów, czyli ponad 1500 PLN. Ale nie po podwodne przygody tu przyjechaliśmy; przed nami była Petra i pustynia Wadi Rum. To dwie wielkie atrakcje południowej Jordanii. Ci, którzy mają obawy co do interakcji z uchodźcami, których wojna wypędziła z Syrii wypada uspokoić. Obozy uchodźców są na północy: największy z nich – Zatari – jest ulokowany na północ od stolicy kraju, Ammanu, ok. 400km od jej południowej granicy.
Czas na Petrę. Kto pamięta kultowy film „Indiana Jones i ostatnia krucjata” ten oczyma wyobraźni szybko zobaczy jedną z jej najsłynniejszych budowli, a mianowicie „Skarbiec”.
To ona ukazuje nam się jako pierwsza z wielu ruin, które zostały po zbudowanym między III wiekiem p.n.e a I wiekiem n.e przez Nabatejczyków wspaniałym mieście. Historia odkrycia go przez nowożytnych Europejczyków wpisuje się dobrze w magię tego miejsca. Stało się to dopiero w 1812 roku, kiedy szwajcarski badacz, w przebraniu, występując pod arabskim nazwiskiem, pod pretekstem złożenia darów, namówił swego arabskiego przewodnika by pokazał mu zaginione miasto w górach, które zdawało się być jedynie legendą przekazywaną z ust do ust. By dotrzeć do „Skarbca” trzeba pokonać ok. 1,5 km skalny wąwóz. On sam w sobie jest już atrakcją.
Rzeźbione przez przyrodę skały ponacinane są kanałami, których zadaniem było doprowadzanie wody lub odprowadzanie jej nadmiaru z terenu miasta, gdyż Nabatejczycy opanowali do perfekcji sztukę zarządzania H2O. W Petrze ogląda się fasady skalnych budowli.
Wewnątrz nich praktycznie nic nie ma – lepiej pewnie odwiedzić muzeum znajdujące się wśród historycznych budowli Petry. My je pominęliśmy, jakoś nigdy muzea mnie nie pasjonowały (z nielicznymi wyjątkami) Ponad 2000 lat różnych wpływów atmosferycznych spowodowało daleko idącą erozję. Dlatego najlepiej by do Petry udać się dwukrotnie i korzystać z gry światłocieni by lepiej docenić jej piękno. Wieczorem, przy niskim zachodzącym słońcu a potem rano by utrwalić wrażenia gdy słońce jest jeszcze nisko, tuż po wschodzie. Architekturę uwypuklona przez światło robi potężne wrażenie. Dwudniowy bilet wstępu kosztował 55 dinarów jordańskich czyli ok. 280 PLN za osobę w 2014 roku.
Zostawiając „Skarbiec” za sobą wychodzi się na otwartą przestrzeń, którą kiedyś zajmowało właściwe miasto. Dziś widzimy tam starożytny „Teatr”, „Groby Królewskie”, „Cytadelę”, „Świątynię Skrzydlatych Lwów” i rzymską kolumnadę.
Znajdującym się najdalej obiektem stanowiska archeologicznego jest „Klasztor”. By się tam dostać trzeba pokonać długą ścieżkę i ponad 800 stopni wykutych w skale. Warto rozważyć skorzystanie z osiołka, który chybocząc się, będzie mozolnie piął się w górę niosąc nas na grzbiecie. Widoki piękne a kołysanie się zwierzaka między skałami z jednej a przepaścią z drugiej strony zapewnią dreszczyk emocji.
Znajdującym się najdalej obiektem stanowiska archeologicznego jest „Klasztor”. By się tam dostać trzeba pokonać długą ścieżkę i ponad 800 stopni wykutych w skale.
Na mnie największe wrażenie wywarł właśnie „Klasztor” – turystów tu zdecydowanie mniej, ma się wręcz wrażenie obcowanie sam na sam z tym zabytkiem. Można delektować się jego widokiem popijając dobrą kawę na tarasie naprzeciwko.
Miejscowością, która jest bramę do Petry jest Wadi Musa. Jest dobrze przygotowane do obsługi turystów ze swoimi 5 hotelami 5 gwiazdkowymi, 3 czterogwiazdkowymi i 3 trzygwiazdkowymi. Z Aqaby dobrą drogą – przypominającą fragmentami autostradę – jest 130 k
Z Petry zawracamy na południe, gdzie po niewielu ponad 100km docieramy na pustynię Wadi Rum. Chroniny pustynny teren został utworzony w 1998 roku i obejmuje 720 km kwadratowych. Przy głównej drodze prowadzącej na pustynię zlokalizowano pokaźne centrum obsługi turystów. Jak wytrawni podróżnicy minęliśmy naganiaczy, którzy stali przy drodze i próbowali zatrzymywać samochody. Jeden z nich nie dał za wygraną i popędził za nami swoim wysłużonym pick’upem. Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze zaparkować nasze auto, gdy on już siedział za kontuarem jako oficjalny przedstawiciel biura. Biurka wokół puste, żadnej żywej duszy więc cóż, zaakceptowaliśmy tą przemianę i z ufnością oddaliśmy się jego narracji. Koniec końców otrzymaliśmy dobry serwis i trafiliśmy do jednego z najlepszych obozowisk na pustyni, co okazało się podczas wieczornej beduińskiej kolacji. Nasi współbiesiadnicy (Korea? Japonia?) dopytywali z jakim wyprzedzeniem rezerwowaliśmy to uznane miejsce……
Pustynny krajobraz Wadi Rum to jeden z najbardziej niesamowitych i różnorodnych krajobrazów. Nagromadzenie wzniesień, kanionów, małych oaz, wydm, skał i skalnych mostków na małej przestrzeni robi duże wrażenie.
Nasz oficjel-naganiacz oddał nas w ręce młodego Beduina. Usiedliśmy na pace a on obwoził nas pokazując raz po raz ciekawe skały, i otwierające się nowe krajobrazy. Zatrzymał się przy kamiennym mostku, na który można się było wdrapać.
Ciekawym momentem było także obserwowanie czegoś co można nazwać dwukolorową rzeką piachu. Biały piasek wydobywał się z wewnątrz skały a czerwony powstawał z wietrzenia jej zewnętrznych warstw. Dwie wstęgi piachu ciągnęły się równolegle jak rzeka. Po objeździe najciekawszych fragmentów pustyni dotarliśmy do obozowiska. Mieliśmy do dyspozycji małe domki, u stóp urwiska. Każdy domek miał czarne wełniane ściany a do środka były wstawione proste łóżka.
Zanim zaczęliśmy wspólne biesiadowanie w międzynarodowym towarzystwie nasi opiekunowie poprosili nas byśmy obserwowali proces warzenia strawy. W zasadzie byliśmy świadkami kulminacji i ostatniego etapu. Wielki gar duszonej potrawy został w naszej obecności….wykopany z pustynnego piachu; spędził tam kilka godzin by wszystkie składniki stworzyły smakowitą całość.
Obserwowanie zachodu słońca i rozgwieżdżonego nieba to punkty obowiązkowe pobytu. Właśnie podczas zachodu słońca odkryliśmy jedną z pustynnych tajemnic. Gdy ruszaliśmy na krótki spacer po okolicy nasz przewodnik zwrócił nam uwagę na podsuszone gałązki rachitycznych krzewinek wystających z jałowej ziemi. Powiedział krótko: „Obserwujcie je gdy słońce schowa się za horyzontem”. Widok był niesamowity; w okamgnieniu wszystkie rośliny pokryły się śnieżnobiałymi kwiatkami. Nawet wątłe patyki, za które nie dałbym złamanego grosza były obsypane białym kwieciem.
Południowa Jordania kusi pięknymi pustynnymi krajobrazami i uznanym na całym świecie mieście-muzeum Petra. Teraz tak łatwo można się do niej dostać korzystając z supertanich biletów do sąsiedniego Izraela. Nie wolno nie skorzystać z takiej okazji!
Jeśli chcesz poczytać jak skorzystać maksymalnie z planowanej podróży spójrz -> Tutaj.