Piran, Słowenia
Alpy Bałkany Region Słowenia Słowenia

SŁOWENIA – SŁOWIAŃSKIE GÓRY

on
16 listopada 2017
Słowenia kusi alpejskimi krajobrazami, lazurem Adriatyku, miasteczkami o włoskiej aparycji i jednymi z największych zespołów jaskiń w Europie. Ale czy może być celem weekendowego wypadu – okazuje się, że tak!

 

przewodnik Michelin - przydatna pomoc

przewodnik Michelin – przydatna pomoc

 

Weekendową podróż po Słowenii zaczynam w Budapeszcie (tak robiłem kilka razy). Obecnie dwie linie lotnicze obsługują połączenie między Warszawą a stolicą Węgier. Lot i Wizzair konkurują między sobą by zapełnić samoloty stąd ceny bywają często niezwykle atrakcyjne, wręcz niewiele ponad 100 złotych w obie strony. Z drugiej strony ruch na tej trasie rośnie wiec kupione bilety „z dnia na dzień” mogą być bardzo drogie. Wizzairem dolecicie parę minut szybciej bo odrzutowcem a w LOTcie bardziej prestiżowo bo dostaniecie „Prince Polo” ;-). Warto sprawdzić obowiązującą politykę dotyczącą przewożonego bagażu: obie linie ostatnio namieszały w swoich taryfach i zmieniły zasady.

 

Samolot Wizzair ląduje w Budapeszcie w piątek ok.11,30. Za pomocą porównywarki ofert wypożyczalni samochodów http://www.rentalcars.com można korzystnie wypożyczyć auto z odbiorem z lotniska. Auto odebrane, czas ruszać w drogę; obwodnica M0 doprowadzi nas do trasy wylotowej na Chorwację i Słowenię oznaczonej M7. Pamiętajmy o „wirtualnej” winietce wymaganej do poruszania się po Węgrzech; nie spodziewajmy się, że otrzymamy naklejkę na szybę; widocznym śladem pozostanie jedynie paragon, który należy zachować do ewentualnej kontroli. System węgierski polega na zarejestrowaniu danego pojazdu w elektronicznej bazie danych aut upoważnionych do poruszania się po płatnych drogach (podobny system obowiązuje także na Słowacji). Lotne patrole z zamontowanymi na dachach zestawami kamer zczytują tablice rejestracyjne i w okamgnieniu weryfikują fakt nabycia e-winietki. Takie auta zwykle parkują przy zjazdach lub wjazdach do MOPów.

Mimo, że jesteśmy jeszcze w stolicy Węgier to Słowenia jest już naprawdę blisko; autostradami dotrzemy do jej granic w ok. 3 godziny. Ale czy nie opóźnić nieco naszej podróży i skosztować wyśmienitej węgierskiej zupy rybnej, gdzieś w kurorcie Siofok nad Balatonem? – to jakieś 100 km od granic Budapesztu. Zbliżając się do granic Węgier musimy zachować czujność; jeśli ominiemy zjazd na drogę ekspresową w kierunku Słowenii znajdziemy się niechybnie w Chorwacji; rozwidlenie dróg jest kilkaset metrów przed oboma granicami. Ze względu na połączenie słoweńskiej i węgierskiej autostrady już po utworzeniu strefy Schengen nie znajdziemy żadnych pozostałości po budynkach kontroli celno- paszportowej. Charakterystyczny niebieski ugwieżdżony europejski znak „Slovenia” i stacja benzynowa, gdzie napisy będą w już w zrozumiałym słowiańskim języku świadczą o tym, że jesteśmy już po drugiej stronie granicy. Znów krótki postój na zakup winietki; tym razem to wydatek 15 lokalnych Euro na 7 dni i mamy uprawnienia do poruszania się po autostradach. Wschodnia Słowenia nie ma wiele do zaoferowania Polakom; jest dość płaska i monotonna, bez wartościowych zabytków i większych turystycznych atrakcji. Trzeba, mijając Maribor, kontynuować podróż na zachód gdyż atrakcyjne tereny zaczynają się na wysokości Ljubliany. Tuż przed stolicą odbiłem na północny wschód i dotarłem do miejscowości Kamnik; sennej lecz uroczej.

 

miasteczko Kamnik, Słowienia

miasteczko Kamnik, Słowienia

 

Wydłużone stare miasto dzieli się na dwie części a mały zamek posadowiony jest na skale. Warto niespiesznie pospacerować i poprzyglądać się kolorowym kamieniczkom tworzącym zabytkowe pierzeje. Już w tej pierwszej zwiedzanej miejscowości przekonuję się, że Słowenia jest świetnie przygotowana na obsługę turystów; każde napotkane biuro informacji turystycznej dysponuje folderami opisującymi parki krajobrazowe, uzdrowiska, trasy rowerowe, miejsca na piesze wycieczki i lokalizacje kempingów. Faktycznie istniejąca liczba kempingów znacząco przewyższa te opisane w folderze a wymienia ich 41. Tego wieczora, kierując się rekomendacjami foldera, udaję się na kemping Smlednik zlokalizowany 20 km na północ od Ljubliany. Okazuje się, że kempingowa restauracja jest pełna i gwarna; w lecie jest centrum towarzyskim nie tylko dla turystów ale i dla wielu okolicznych mieszkańców. Wyborne i sycące bałkańskie cevepcici popijane kuflem zimnego lokalnego piwa wprawia w błogi nastrój przed zaśnięciem.

Sobotni poranek zapowiada kolejny słoneczny, upalny i aktywny dzień. Już po 10 kilometrach docieram do miasta, które Słoweńcy ze względu na mnogość zabytków nazywają „muzeum”. To Skofja Loka. Jest uważana za jedno z najpiękniejszych miast Słowenii.

 

Skofja Loka

Skofja Loka

 

Malownicze położenie, potężny zamek i pierzeje historycznej zabudowy sprawiają, że ciągną tu z daleka nie tylko zagraniczni turyści, ale także mieszkańcy stolicy. Wielu z tych ostatnich zabiera ze sobą rowery, gdyż okolica jest wymarzonym terenem dla aktywnego wypoczynku.

Prócz zamku, najcenniejszym zabytkiem jest tzw. Dom Homana. To rezydencja miejska składająca się z trzech budynków. Co ciekawe, istniejący budynek jest kopią zabudowań znajdujących się tu wcześniej a zniszczonych przez trzęsienie ziemi. Kopią, tyle, że stworzoną w….1511 roku. Mając nad głową freski mające ponad 500 lat rozkoszuję się wyborną kawą i rozmyślam o zamierzchłych czasach.

 

placyk w Skofja Loka, Słowenia

placyk w Skofja Loka, Słowenia

 

Skofja Loka, prócz swej wyjątkowości, jest także bramą do Alp Julijskich, które są celem dalszej podróży. Jadąc wąskimi drogami wspinam się ponad wioski, z których każda mogłaby stać się krótkim, ciekawym przystankiem. Zadbane, spójne architektonicznie i kolorystycznie domy są udekorowane alpejskimi kwiatami. Z pewnym zaskoczeniem zauważam, że im bliżej górskiego, polodowcowego jeziora Bohinj tym samochodów więcej a i infrastruktura turystyczna coraz bogatsza; już nie ma leśnych polan i porzuconych pod sosnami chat drwali i pasterzy; teraz krajobraz znaczą pensjonaty, wypożyczalnie rowerów i kajaków oraz małe restauracyjki.

 

Jezioro Bohinj

Jezioro Bohinj

 

Wszystko staje się jasne, gdy docieram do brzegów jeziora: przepięknie otoczone stromymi zboczami i skałami jest miejscem weekendowego wypoczynku setek letników. Ich obecność jednak nie burzy piękna okolicy i jest tylko dodatkiem do majestatu przyrody.

 

Ribcev Laz - słoweńskie góry

Ribcev Laz – słoweńskie góry

Po zwiedzeniu małego kościoła w miejscowości Ribcev Laz, którego wysoka dzwonnica z barokowym hełmem jest widoczna z prawie każdego zakątka akwenu udaję się w kierunku kolejnej atrakcji Słowenii, jeziora Bled. Turkusowe Jezioro Bledzkie, otoczone zielenię lasów jest ozdobione wysepką Blejski Otok z barokowym kościółkiem i wiszącym na skale, nad jeziorem, zamkiem bledzkim.

 

Jezioro Bled, Słowenia

Jezioro Bled, Słowenia

 

Takie trzy atrakcje znajdujące się w jednym miejscu robią olbrzymie wrażenie. Kościół Wniebowzięcia na wyspie jest, bez wątpienia, najpiękniej położoną świątynia w Słowenii. Można do niej się dostać wyłącznie łodzią. Zamek na skale sprawia wrażenia jakby składał się z kilku czerwono-kapeluszowych muchomorów stojących dumnie na szczycie wapiennego pnia.

 

Zamek na Jeziorem Bled

Zamek na Jeziorem Bled

 

Jezioro ma 2 km długości i 1.3 km szerokości i można dogodnie je obejść 6 kilometrową ścieżką. Spacer taki pozwala podziwiać jezioro i zdobiące je charakterystyczne budowle z coraz to innej perspektywy. Tak jak Jezioro Bohinj tak i Bledzkie są akwenami nadającymi się do plażowania i pływania; azjatyccy turyści przyjeżdżający tu dużymi autokarami robiąc tysiące zdjęć mieszają się z opalającymi się rodzinami. Kontynuuję podróż w alpejskim otoczeniu i zbliżam się do granicy słoweńsko – austriacko – włoskiej, gdzie tuż przy tym trójstyku znajdują się słynne skocznie narciarskie w Planicy.

 

skocznie narciarskie Planica

skocznie narciarskie Planica

 

Latem, mimo, że opuszczone i zaniedbane robią wielkie wrażenie swoimi rozmiarami. Dziś tu pusto ale niedawno obserwowany przez tysiące kibiców i śledzony obiektywami kamer Adam Małysz odbierał swoją kryształową kulę nadają swoistej magii temu miejscu. Planica będąc najbardziej na północ wysunięty punktem jest także półmetkiem mojej pętli alpejskiej.

 

Alpy w Słowenii

Alpy w Słowenii

 

Droga od Kranskiej Gory wije się serpentynami w górę. Każda z tych serpentyn ma swój numer i także wskazaną wysokość nad poziomem morza. Jak się okaże na koniec by dostać się do przełęczy należy tych zakrętów o kącie 180 stopni pokonać 24. W najwyższych partiach widzimy płaty wiecznego śniegu; są przecież pierwsze dni sierpnia a temperatura sięga 40 stopni. Droga, którą jedziemy ma swoją zadziwiającą historię i tragiczny epizod. W latach 1925 – 1916 była budowana przez 10,000 rosyjskich jeńców, pilnowanych przez austriackie wojsko. Zabójcza lawina w marcu 1916 roku pochłonęła setkę z nich a na pamiątkę tego tragicznego wydarzenia wśród alpejskich szczytów postawiono drewnianą prawosławną cerkiewkę.

 

cerkiew w górach, Słowienia

cerkiew w górach, Słowienia

 

Nie mogąc się oprzeć widokom wspaniałych szczytów i dolin zatrzymuję się raz po raz a przecież przede mną jeszcze ostatni punkt z  alpejskiego rozdziału wyprawy. Jadąc doliną Soczy zbliżam się do miasteczka Tolmin, słynącego z niezwykle malowniczych tolmińskich wąwozów.

 

Tolminska korita, Słowenia

Tolminska korita, Słowenia

 

Tolminska korita, jak ten rezerwat nazywają Słoweńcy, jest kompleksem naturalnych mostów i wodospadów. Jest także jaskinia, zbudowany ludzkimi rękoma most nad przepaścią i tajemnicza skała zakleszczona między dwoma pionowymi urwiskami, nazywana niedźwiedzią głową. Przy wyjściu z wąwozów w pobliskiej restauracji zjadam jednego z najsmaczniejszych pstrągów, jakie udało mi się skosztować w życiu; 9€ na pewno nie jest wygórowaną ceną za świeżo złowioną rybę.

 

pyszne kulinaria, Słowienia

pyszne kulinaria, Słowienia

 

Już zmierzcha; najwyższy czas na znalezienie miejsca na nocleg. Na przedmieściach samego Tolminu są 2 kempingi, ja jednak decyduję się jechać dalej na południe i w malowniczym miasteczku Kanal, na kempingu nad rzeką Soczą, rozkładam swój namiot.

Szum rzeki delikatnie wybudza i anonsuje niedzielny poranek; namiot ląduje w bagażniku a ja ruszam w kierunku krótkiego słoweńskiego wybrzeża.

 

wybrzeże, Słowienia

wybrzeże, Słowienia

 

W porównaniu do chorwackiego jest iście mikroskopijne – ma niespełna 50 kilometrów ale co najmniej kilka miejsc wartych zobaczenia. Decyduję się na miasto Piran, fantastycznie położone na wydłużonym, skalistym cyplu wciskającym się głęboko w wody Adriatyku. Pirano, jak nazywali miasto Włosi, ma piękną zabudowę, czerpiącą inspirację z weneckich budowli, niespodziewanie wielki plac centralny i okazały kościół z wyniosłą dzwonnicą na wzniesieniu. Wąskie uliczki i małe placyki kontrastują z Placem Tartiniegi. Jak to się stało, że wśród tak ciasnej zabudowy uchowała się tak duża przestrzeń? Okazuje się, że obecny plac był kiedyś….portem, który ze względów sanitarnych postanowiono zasypać w 1894 roku.

 

Piran, Słowenia

Piran, Słowenia

 

Wśród kamieniczek miasta wyróżnia się czerwona XV wieczka Wenecjanka; bogactwo gotyckiej kamieniarki nie ma sobie równych w całym Piranie. Słowenia nie ma niestety wielu plaż; nie może pod tym względem konkurować z sąsiadującą Chorwacją i jeśli myślimy o kilkudniowym plażowaniu to lepiej wybierzmy inne adriatyckie rejony. Niemniej jednak, jak można zignorować turkusowe, ciepłe wody Adriatyku gdy są na wyciągnięcie ręki! Kamienisty brzeg nieco zniechęca, ale już po chwili oglądam Piran z perspektywy morza unoszony przez małe fale.

 

port w Piranie, Słowenia

port w Piranie, Słowenia

 

Dobrze, że woda w prysznicu na betonowym podeście jest porządnie zimna; wystarczy na ochłodę na kolejne kilometry podróży. Byłem w morzu, na szczytach gór, stąpałem twardo po ziemi; może więc czas by udać się pod jej powierzchnię? Jaskinie Skocjanskie są mniej znane, ale bardziej doceniane niż Jaskinia Postojna. To im przyznano tytuł światowego dziedzictwa UNESCO. Może formy naciekowe nie są aż tak oszałamiające, ale ogromowi tutejszych podziemnych korytarzy i sal nic nie może dorównać a absolutnie niezapomniane wrażenie jest, gdy wejdziemy do podziemnego kanionu rzeki Reki. W najbardziej spektakularnych fragmentach ścieżka wiedzie wykutą w skalnej ścianie półką, miejscami zaś po metalowych kładkach. Warto pamiętać, że w jaskiniach panuje chłód – około 12 stopni – a ze względów bezpieczeństwa nie można robić zdjęć. Przewodnicy oprowadzają turystów w każdą pełną godzinę: mamy do wyboru angielski, włoski, niemiecki lub słoweński. Niedaleko jaskiń znajduje najsłynniejszy słoweński zamek Predjama.

 

Zamek Predjama, Słowenia

Zamek Predjama, Słowenia

 

Potężne średniowieczne gmaszysko wciśnięte jest w ogromny otwór jaskini w samym środku wapiennego urwiska. Szczerze mówiąc nie starcza już sił na zwiedzanie jego wnętrza. Przede mną Ljubliana, stolica Słowenii. Z polskiej perspektywy wiele rzeczy w Słowenii wydaje się mniejszych bądź bliższych niż się spodziewamy. Z gór nad morze jedziemy krótko za sprawą świetnych autostrad, miasteczka są jak wioski a stolica, cóż, też niewielka. Nawigacja pokazuje niecałe 5 kilometrów, które dzielą mnie od autostradowej obwodnicy miasta do jej centrum. Pamiętajmy, że Ljubliana z jej 250 tys. mieszkańców jest wielkości naszego Radomia bądź Częstochowy. Stare centrum jest urokliwe i….wymarłe. W końcu to niedziela. Prócz grupek turystów nie widać lokalnych mieszkańców; pewnie wrócą w niedzielny wieczór po aktywnym weekendzie poza stolicą. Wąska rzeka Ljubljanica przecina stare miasto na pół. Na wzgórzu, jakże by inaczej, zamek. Tak jak Barcelona ma Gaudiego, tak Ljubliana ma swojego architekta; Joze Plecnika, tworzącego w połowie XX wieku. Z jego architektonicznych dzieł nie możemy pominąć „Trójmostu”; trzy niezależne mosty przerzucone przez rzekę prawie się stykają, lecz obsługują trzy niezależne piesze ciągi komunikacyjne.

 

Ljubliana, Słowenia

Ljubliana, Słowenia

 

Wśród wielu pozostałych mostów wyróżnia się Most Smoka: to najpiękniejszy secesyjny most w stolicy, strzeżony przez baśniowe smoki, symbol Ljubliany. Kolacja w jednej z nadrzecznych restauracji jest dobrym momentem na podsumowanie weekendowej podróży po Słowenii.

Gdy słońce zachodzi ruszam w kierunku Budapesztu; niecałe 6 godzin nocnej jazdy i jest jeszcze chwila na dobra kawę na pesztańskim bulwarze. Potem lotnisko Ferihegy, zdanie auta i wylot tuż po 12:00.

 Jeśli chcesz poczytać o Bośni i Hercegowinie to kliknij tutaj. O Kosowie piszę tu.

TAGS
Krzysztof Kowalski
Warszawa, Polska

Kocham podróżować. Odwiedziłem jakieś 100 ciekawych regionów w ponad 60 krajach, na 6 kontynentach. Jeżeli też kochasz podróże, nie lubisz niepotrzebnie wydawać pieniędzy ale mieć możliwość umyć się chociaż raz dziennie, zawsze mieć dobre value for money i chcieć zobaczyć więcej i poczuć intensywniej to ten blog jest właśnie dla Ciebie! Kontakt: kowalski@justKowalski.pl

Polub mnie na Facebooku!
>